Ten album to swoiste archiwum osobistych stanów i uczuć. Tworzony przez kilka lat, częściowo w studiu, a częściowo w berlińskim mieszkaniu, gdzieś pomiędzy modernizmem z połowy wieku a luksusem lat 70., z prawdziwymi żarówkami wolframowymi, telewizorami w stylu vintage, palmami i mieszanką kamienia, drewna i futra. THE ESSENCE to pierwszy album Paula Kalkbrennera od czasu Parts of Life z 2018 roku, a jednocześnie jego najbardziej oszczędna, organiczna i osobista praca w karierze.
„Wiele piosenek powstało w czasie, kiedy w ogóle nie planowałem wydania albumu” - mówi Kalkbrenner. „Właściwie skończyłem już z nagrywaniem albumów, ale potem uświadomiłem sobie, jak miło jest mieć coś, co znowu wszystko łączy”. Połączenie, które nie opiera się na koncepcji, ale na postawie. Bo THE ESSENCE unika wielkich gestów. Zamiast tego: muzyczna precyzja, dźwięki z patyną, melodie ze starych szkiców, które do tej pory nigdy nie zostały wydane. „Niektóre z tych rzeczy dzisiaj nawet nie przyszłyby mi do głowy, bo są tak niefiltrowane. Ale właśnie to sprawia, że są mocne”.
Wiele z tego powstało w mieszkaniu, które można by nazwać współautorem albumu. Miejscu, które bardziej przypomina analogowe laboratorium dźwięku niż nowoczesne studio producenckie. „Nie chciałem neonów, żadnych ekranów, żadnego technologicznego przeładowania” – mówi Kalkbrenner. Zamiast tego: przyciemnione światło, meble vintage, przytulne tkaniny i tony historii muzyki w postaci instrumentów, przedmiotów kolekcjonerskich i źródeł dźwięku. „Po prostu siedziałem tam godzinami, majsterkując, bez planu, ale z uczuciem”. Atmosfera mieszkania jest słyszalnie wpleciona w utwory: ciepła, zawiła i idiosynkratyczna.
Single „NINETY -TWO”, którym Paul Kalkbrenner zapowiedział album w lipcu, to utwór niczym utracone wspomnienie: 130 BPM, hipnotyczny groove, sampl wokalny zaczerpnięty ze zbiorowej świadomości rave’u. Jeszcze przed oficjalną premierą utwór stał się ulubieńcem fanów na festiwalach i w klubowych setach, podobnie jak drugi singiel, „QUE CE SOIT CLAIR”. Jest to współpraca ze Stromae, której korzenie sięgają daleko wstecz. Już w 2009 roku Kalkbrenner stworzył remiks singla Stromae „Te Quiero”.
Teraz łączą siły jako równi sobie, starzy przyjaciele, którzy nigdy nie stracili ze sobą kontaktu. „QUE CE SOIT CLAIR” jest jednym z najbardziej bezpośrednich utworów na albumie: twarde bębny four to the floor, pulsujące syntezatory, połączone z intensywnym, mówionym wokalem Stromae. Tytuł tłumaczy się jako „Niech to będzie jasne” i dokładnie o tym jest mowa. O miłości, która nie zna granic. Żadnych narodów, żadnych początków, żadnych kategorii. Liczy się tylko więź między dwojgiem ludzi.
Muzycznie THE ESSENCE jest równie różnorodne, co spójne pod względem atmosfery. „DREAMING ON”, na przykład, niesie ze sobą vibe lat 80., napędzany pulsującą linią basu i stoickim loopem, który zachęca do dalszego marzenia, bez względu na to, co nadejdzie.
„DER SCHLÖRHEINZ” z kolei przebija się przez głośniki nieokiełznaną energią, surowy, bezpośredni, niemal wyzywający.
„CRONITIS BOY” pulsuje cudownie ciepłymi, bogatymi beatami i subtelnymi dźwiękami smyczków, które przebijają się niczym promienie słońca przez zachmurzone niebo. Każda piosenka na THE ESSENCE ujawnia inną fasadę, nie tracąc wątku: dążenia do klarowności, głębi i dźwięku, który jest kompletny sam w sobie.
Tytuł THE ESSENCE (Esencja) może sugerować redukcję, ale oznacza coś innego. „Chodzi o to, co jest istotne” – mówi Kalkbrenner. „To jest album, za którym mogę w pełni stać. Uważam go za mój najlepszy. Na innych albumach może jest więcej znanych hitów, ale zawsze też dwa lub trzy utwory wypełniające. Ten nie ma żadnych wypełniaczy. Nawet momentu wypełniającego”.
Paul Kalkbrenner zrobił karierę jak mało kto. Talent techno, który przez dwie dekady wspiął się z undergroundu na szczyty list przebojów, zagrał w kultowym filmie, urzekł miliony fanów, a wszystko to bez kompromisów wobec swojego unikalnego brzmienia.
Urodzony w 1977 roku, dorastał podczas pierwszej fali rave’u w latach 90., wcześnie zaczął produkować muzykę i wolał grać na żywo niż DJ-ować. Kiedy ukazał się Berlin Calling i singiel Sky & Sand, stał się ikoną. Artysta między klubem, ekranem kinowym a główną sceną, nigdy nie ulegający trendom. Osiem albumów, wyprzedane trasy po arenach, miejsca jako headliner na Tomorrowland, a także zaproszenie przez rząd Niemiec do występu przed 400 000 osób z okazji rocznicy Muru Berlińskiego. A teraz, z The Essence, album, który godzi przeszłość i teraźniejszość, nie popadając w nostalgię.