Gromee (Andrzej Gromala) to człowiek orkiestra. Jego przeboje stale goszczą na rotacjach największych stacji radiowych. Na koncie ma imponującą serię platynowych singli, ponad 100 milionów streamów swoich nagrań na Spotify i ponad 200 milionów ich odtworzeń na YouTube. Był też headlinerem prestiżowych festiwali EDM, a na scenie występował w towarzystwie takich postaci, jak Mariah Carey, Sting, Elton John czy Steve Aoki. Ponadto jako pomysłodawca cyklu koncertów pod nazwą Orcheston zaprezentował klasyczne utwory z repertuaru muzyki elektronicznej i tanecznej w nowych opracowaniach, z wykorzystaniem stuosobowej orkiestry. Był wreszcie jurorem w popularnym programie telewizyjnym „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. Jednak specjalnością Gromeego są współprace z wokalistkami i wokalistami działającymi na rynku międzynarodowym.
EP-ka „Tiny Sparks” to zwieńczenie i zamknięcie ostatnich dwóch sezonów właśnie w tym nurcie muzycznej aktywności DJ-a i producenta, który od dekady dominuje na polskim i zagranicznym rynku muzycznym. Zawarta w tytule gra słów nawiązuje zarówno do długości samego materiału, jak i ważnych wydarzeń w życiu rodzinnym. Tytułowe „iskierki” to troje dzieci artysty i jednocześnie muzyczne „dzieci” czyli wydane przez niego piosenki. Na tracklistę „Tiny Sparks” składają się obfitujące w hipnotyczne refreny hity Gromeego z gościnnym udziałem takich artystek i artystów, jak Inna, Olivia Addams, Asdis, Catali, Ania Dąbrowska, Abradab i Jesper Jenset, a także nowy singiel „Send Me Your Love”, w którym zaśpiewała rumuńska wokalistka Antonia, przedstawiony w dwóch wersjach.
Optymistyczny i pogodny klimat „Send Me Your Love” streszcza przesłanie całej EP-ki, która powstawała w większości już w trakcie pandemii koronawirusa. Dla Gromeego i współpracujących z nim gości często korespondencyjna praca w studiu i na planach teledysków dawała możliwość oderwania się od stresów i niepokojów związanych z lockdownem. W naturalny sposób powstały w tym czasie piosenki przesycone tęsknotą za wyjściem na zewnątrz, wakacjami i słońcem. Tętniące letnimi wibracjami rytmy i niezapomniane refreny zawarte na „Tiny Sparks” to w pewnym sensie zapis przeżyć artysty w tym trudnym, ale i bardzo emocjonalnym okresie. Czas spędzony wśród bliskich i zarazem potrzeba wyrażenia się poprzez dźwięki zaowocowały materiałem pełnym dobrej energii i miłości do muzyki.
-----
Co kryje się za tytułem „Tiny Sparks”?
Z jednej strony znaczenie jest proste i oczywiste, a z drugiej trochę tajemnicze. Praca w studiu to moje życie, ale rodzina to też moje życie. Na tej EP-ce znajduje się kilka utworów, które powstały w ostatnich latach. Jednocześnie w tym okresie przyszli na świat Franciszek, Helena i Henryk – czyli moje największe życiowe sukcesy. A dzięki trójce moich dzieci i żonie Sarze mam energię do życia i cieszę się, że mogę tworzyć muzykę. Uznałem, że chciałbym zamknąć ten czas pewną klamrą w postaci EP-ki i stąd to rodzinne nawiązanie.
EP-ka „Tiny Sparks” to zwieńczenie i zamknięcie ostatnich dwóch sezonów właśnie w tym nurcie muzycznej aktywności DJ-a i producenta, który od dekady dominuje na polskim i zagranicznym rynku muzycznym. Zawarta w tytule gra słów nawiązuje zarówno do długości samego materiału, jak i ważnych wydarzeń w życiu rodzinnym. Tytułowe „iskierki” to troje dzieci artysty i jednocześnie muzyczne „dzieci” czyli wydane przez niego piosenki. Na tracklistę „Tiny Sparks” składają się obfitujące w hipnotyczne refreny hity Gromeego z gościnnym udziałem takich artystek i artystów, jak Inna, Olivia Addams, Asdis, Catali, Ania Dąbrowska, Abradab i Jesper Jenset, a także nowy singiel „Send Me Your Love”, w którym zaśpiewała rumuńska wokalistka Antonia, przedstawiony w dwóch wersjach.
Optymistyczny i pogodny klimat „Send Me Your Love” streszcza przesłanie całej EP-ki, która powstawała w większości już w trakcie pandemii koronawirusa. Dla Gromeego i współpracujących z nim gości często korespondencyjna praca w studiu i na planach teledysków dawała możliwość oderwania się od stresów i niepokojów związanych z lockdownem. W naturalny sposób powstały w tym czasie piosenki przesycone tęsknotą za wyjściem na zewnątrz, wakacjami i słońcem. Tętniące letnimi wibracjami rytmy i niezapomniane refreny zawarte na „Tiny Sparks” to w pewnym sensie zapis przeżyć artysty w tym trudnym, ale i bardzo emocjonalnym okresie. Czas spędzony wśród bliskich i zarazem potrzeba wyrażenia się poprzez dźwięki zaowocowały materiałem pełnym dobrej energii i miłości do muzyki.
-----
Co kryje się za tytułem „Tiny Sparks”?
Z jednej strony znaczenie jest proste i oczywiste, a z drugiej trochę tajemnicze. Praca w studiu to moje życie, ale rodzina to też moje życie. Na tej EP-ce znajduje się kilka utworów, które powstały w ostatnich latach. Jednocześnie w tym okresie przyszli na świat Franciszek, Helena i Henryk – czyli moje największe życiowe sukcesy. A dzięki trójce moich dzieci i żonie Sarze mam energię do życia i cieszę się, że mogę tworzyć muzykę. Uznałem, że chciałbym zamknąć ten czas pewną klamrą w postaci EP-ki i stąd to rodzinne nawiązanie.
Co działo się u Ciebie muzycznie i prywatnie w czasie kiedy wychodziły single z EP-ki „Tiny Sparks”?
Ten okres przejdzie do historii – był trudny dla wszystkich z powodu pandemii, a nam muzykom zawodowo też było trudno, bo byliśmy zamknięci w domach i musieliśmy jakoś dostosować się do rzeczywistości. Na szczęście mam w domu studio, więc mogłem tam spędzać dużo czasu z rodziną. Moja żona Sara komponuje i pisze muzykę, więc przebywaliśmy razem. Dzięki temu zapominaliśmy o pandemii, to był dla nas taki plus, że mogliśmy nagrywać muzykę. Szlifowałem też swoje utwory, które trafiły na EP-kę – ich pierwsze szkice powstawały jeszcze kilka lat temu, chociażby utwór z Anią Dąbrowską i Abradabem. Nawiasem mówiąc obecnie w szufladzie mam kilka demówek, które ujrzą światło dzienne za parę lat. Czasem moje nagrania powstają w dwa tygodnie, a czasem miesiącami i wcale nie śpieszę się z ich wydawaniem. Są wokół mnie ludzie którzy lepiej to planują – współpracując z Sony Music korzystam z ich podpowiedzi i bardzo się z tego cieszę. Stąd między innymi pomysł na EP-kę. Reasumując – nie mogłem narzekać podczas pandemii, bo miałem dużo pracy.
Ten okres przejdzie do historii – był trudny dla wszystkich z powodu pandemii, a nam muzykom zawodowo też było trudno, bo byliśmy zamknięci w domach i musieliśmy jakoś dostosować się do rzeczywistości. Na szczęście mam w domu studio, więc mogłem tam spędzać dużo czasu z rodziną. Moja żona Sara komponuje i pisze muzykę, więc przebywaliśmy razem. Dzięki temu zapominaliśmy o pandemii, to był dla nas taki plus, że mogliśmy nagrywać muzykę. Szlifowałem też swoje utwory, które trafiły na EP-kę – ich pierwsze szkice powstawały jeszcze kilka lat temu, chociażby utwór z Anią Dąbrowską i Abradabem. Nawiasem mówiąc obecnie w szufladzie mam kilka demówek, które ujrzą światło dzienne za parę lat. Czasem moje nagrania powstają w dwa tygodnie, a czasem miesiącami i wcale nie śpieszę się z ich wydawaniem. Są wokół mnie ludzie którzy lepiej to planują – współpracując z Sony Music korzystam z ich podpowiedzi i bardzo się z tego cieszę. Stąd między innymi pomysł na EP-kę. Reasumując – nie mogłem narzekać podczas pandemii, bo miałem dużo pracy.
Opowiedz pokrótce o każdym z kolei utworów na „Tiny Sparks” (w nawiasach goście, z którymi współpracowałeś). Zacznijmy od „Talk To Me” (Catali).
Potrzebowałem nagrać funkującą gitarę. Długo nad nią siedziałem w studiu, próbowałem zagrać tę partię sam, Sara też do tego podchodziła, aż w końcu mój kolega Krzyś zrobił to tak, jak być powinno – wreszcie udało się.
Potrzebowałem nagrać funkującą gitarę. Długo nad nią siedziałem w studiu, próbowałem zagrać tę partię sam, Sara też do tego podchodziła, aż w końcu mój kolega Krzyś zrobił to tak, jak być powinno – wreszcie udało się.
„Worth It” (Ásdís).
Mamy tu żywy bas, gitarę i nawet żywą perkusję, a w wersji demo właściwie wszystko było grane na żywo. Kocham takie mocne utwory z pulsującym basem i fajną solówką. W klubach działa to bardzo dobrze – uwielbiam grać ten utwór na koncertach czy w setach didżejskich. Zdradzę tajemnicę, że początkowo był w tym utworze zupełnie inny wokal – głośny i wyrazisty. Ostatecznie Ásdís nagrała się wyśmienicie i mam nadzieję, że jeszcze coś razem zrobimy.
Mamy tu żywy bas, gitarę i nawet żywą perkusję, a w wersji demo właściwie wszystko było grane na żywo. Kocham takie mocne utwory z pulsującym basem i fajną solówką. W klubach działa to bardzo dobrze – uwielbiam grać ten utwór na koncertach czy w setach didżejskich. Zdradzę tajemnicę, że początkowo był w tym utworze zupełnie inny wokal – głośny i wyrazisty. Ostatecznie Ásdís nagrała się wyśmienicie i mam nadzieję, że jeszcze coś razem zrobimy.
„Broken” (Olivia Addams).
Żeby nakręcić ten klip polecieliśmy do Rumunii w trakcie pandemii, gdzie zobaczyłem na własne oczy, jak Rumuni pracują i jak bardzo jest tam rozwinięty biznes muzyczny. Ciekawostka – w teledysku to ja zgniatam butelkę, a nie jakiś kaskader. Butelka była cała z cukru i to było niesamowite przeżycie, bo to wcale nie było takie proste. Zachęcam do sprawdzenia, jak mi to wyszło. W studiu tez spędziliśmy trochę czasu – to bardzo profesjonalna ekipa. Mam miłe wspomnienia z pracy nad tym utworem.
Żeby nakręcić ten klip polecieliśmy do Rumunii w trakcie pandemii, gdzie zobaczyłem na własne oczy, jak Rumuni pracują i jak bardzo jest tam rozwinięty biznes muzyczny. Ciekawostka – w teledysku to ja zgniatam butelkę, a nie jakiś kaskader. Butelka była cała z cukru i to było niesamowite przeżycie, bo to wcale nie było takie proste. Zachęcam do sprawdzenia, jak mi to wyszło. W studiu tez spędziliśmy trochę czasu – to bardzo profesjonalna ekipa. Mam miłe wspomnienia z pracy nad tym utworem.
„Cool Me Down” (Inna).
Inna to jedna z najlepszych wokalistek na świecie w obszarze muzyki klubowej. Od wielu lat nosiłem się z zamiarem zaproszenia jej do współpracy. Jest skromna, szalona i do tego popularna w Polsce. Porozumieliśmy się z jej managementem i udało się przejść od słów do czynów – zrobiliśmy to. Mam nadzieję, że nie powiedzieliśmy wspólnie ostatniego słowa. A z powodu pandemii ujęcia do klipu kręciliśmy osobno, równolegle w dwóch miejscach – w Polsce i w Rumunii.
Inna to jedna z najlepszych wokalistek na świecie w obszarze muzyki klubowej. Od wielu lat nosiłem się z zamiarem zaproszenia jej do współpracy. Jest skromna, szalona i do tego popularna w Polsce. Porozumieliśmy się z jej managementem i udało się przejść od słów do czynów – zrobiliśmy to. Mam nadzieję, że nie powiedzieliśmy wspólnie ostatniego słowa. A z powodu pandemii ujęcia do klipu kręciliśmy osobno, równolegle w dwóch miejscach – w Polsce i w Rumunii.
„Send Me Your Love” (Antonia).
To mój pierwszy animowany teledysk, a w Polsce nie ma ich zbyt wiele. Antonia też jest znana w Polsce, jej głos jest dobrze kojarzony. Poznałem Antonię przez znajomych z Rumunii, skąd pochodzi i gdzie jest bardzo popularna. Wspólnie przygotowaliśmy utwór z nutką wakacji w tle, bo chociaż pracowaliśmy zimą, to tęskniliśmy za słońcem, wakacjami i ciepłym klimatem. Marzyliśmy, żeby wyjść na zewnątrz i pooddychać świeżym powietrzem. Antonia znakomicie się wpasowała w ten vibe i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
„Powiedz mi (kto…)” (Ania i Abradab).
Emocjonalny utwór, do którego zaprosiłem dwie muzycznie bliskie mi osoby i fantastycznych artystów, z którymi uwielbiam pracować. Śmiało mogę powiedzieć, że oboje to legendy polskiej sceny muzycznej. Ogromnie ich cenię i wierzę, że jeszcze coś zrobimy razem. Utwór powstał szybko, Ania dostała zarys refrenu, a potem naniosła świetne korekty, z czego się cieszę, bo przede wszystkim lubię pracować z ludźmi, którzy nie tylko kochają muzykę jak ja, ale i są totalnymi zawodowcami, jeśli chodzi o konkretne pomysły. Dodam, że Ania ma nie tylko bliskie mi poczucie tekstu i melodii, ale również poglądy na życie prywatne. Szlaki przetarte, ciąg dalszy nastąpi.
To mój pierwszy animowany teledysk, a w Polsce nie ma ich zbyt wiele. Antonia też jest znana w Polsce, jej głos jest dobrze kojarzony. Poznałem Antonię przez znajomych z Rumunii, skąd pochodzi i gdzie jest bardzo popularna. Wspólnie przygotowaliśmy utwór z nutką wakacji w tle, bo chociaż pracowaliśmy zimą, to tęskniliśmy za słońcem, wakacjami i ciepłym klimatem. Marzyliśmy, żeby wyjść na zewnątrz i pooddychać świeżym powietrzem. Antonia znakomicie się wpasowała w ten vibe i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
„Powiedz mi (kto…)” (Ania i Abradab).
Emocjonalny utwór, do którego zaprosiłem dwie muzycznie bliskie mi osoby i fantastycznych artystów, z którymi uwielbiam pracować. Śmiało mogę powiedzieć, że oboje to legendy polskiej sceny muzycznej. Ogromnie ich cenię i wierzę, że jeszcze coś zrobimy razem. Utwór powstał szybko, Ania dostała zarys refrenu, a potem naniosła świetne korekty, z czego się cieszę, bo przede wszystkim lubię pracować z ludźmi, którzy nie tylko kochają muzykę jak ja, ale i są totalnymi zawodowcami, jeśli chodzi o konkretne pomysły. Dodam, że Ania ma nie tylko bliskie mi poczucie tekstu i melodii, ale również poglądy na życie prywatne. Szlaki przetarte, ciąg dalszy nastąpi.
„Sweet Emotions” (Jesper Jenset).
Jesper to młody koleżka z Norwegii. Uwielbiam go, zaprosiłem go nawet na koncert z cyklu Orcheston, który się jednak nie odbył z powodu pandemii. Z racji wieku i możliwości wokalnych Jesper wprowadza do pracy nad muzyką jakąś świeżość i to jest mi potrzebne. Chłopak ma własne spojrzenie na muzykę, komponowanie i na świat… To skromny i zdolny wokalista, któremu spodobało się w Krakowie, gdy kręciliśmy teledysk. Powiedział mi wtedy, że jego dziadek dużo wie o Polsce, więc chciałby go zabrać do Polski – przyznaję, że mnie to wzruszyło.
Jesper to młody koleżka z Norwegii. Uwielbiam go, zaprosiłem go nawet na koncert z cyklu Orcheston, który się jednak nie odbył z powodu pandemii. Z racji wieku i możliwości wokalnych Jesper wprowadza do pracy nad muzyką jakąś świeżość i to jest mi potrzebne. Chłopak ma własne spojrzenie na muzykę, komponowanie i na świat… To skromny i zdolny wokalista, któremu spodobało się w Krakowie, gdy kręciliśmy teledysk. Powiedział mi wtedy, że jego dziadek dużo wie o Polsce, więc chciałby go zabrać do Polski – przyznaję, że mnie to wzruszyło.
„Send Me Your Love (Extended Version)” (Antonia).
EP-kę zamyka wydłużona wersja naszego nowego singla, która jest dedykowana dla didżejów i skierowana do stacji radiowych, bo łatwiej jest ją miksować. Ale też zostawiliśmy ją celowo dla słuchaczy, żeby zobaczyli, jak od kulis wyglądają wersje „extended”. Ja zaczynałem ddiżejować w wieku 16 lat i to jest dla mnie powrót do korzeni z których się wywodzę i które ciągle są ze mną gdzieś z tyłu głowy, ponieważ bardzo tęsknię za graniem w klubie.
EP-kę zamyka wydłużona wersja naszego nowego singla, która jest dedykowana dla didżejów i skierowana do stacji radiowych, bo łatwiej jest ją miksować. Ale też zostawiliśmy ją celowo dla słuchaczy, żeby zobaczyli, jak od kulis wyglądają wersje „extended”. Ja zaczynałem ddiżejować w wieku 16 lat i to jest dla mnie powrót do korzeni z których się wywodzę i które ciągle są ze mną gdzieś z tyłu głowy, ponieważ bardzo tęsknię za graniem w klubie.
Jaka jest Twoja wymarzona muzyczna współpraca?
Od lata powtarzam, że marzę o nagraniu czegoś z Dave’em Gahanem z Depeche Mode. Wyjątkowo szanuję i lubię ten zespół. Jest jeszcze kilka nazwisk ze świata, ale prawda jest taka, że to wcale nie musi być ktoś popularny. Najważniejsza jest energia do współpracy. Nie zawsze w zasięgu są same gwiazdy, a z kolei mniej popularni artyści też potrafią dać od siebie bardzo dużo w studiu.
Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia muzyki?
Żeby dziś robić muzykę, musisz uważnie obserwować świat, bo nikt przecież nie pozjadał wszystkich rozumów. Ja chętnie podpatruję branżę światową, chociażby w kwestii rozwiązań brzmieniowych. Co kraj to obyczaj – oczywiście możemy działać szablonowo, ale nie wszędzie wszystko się sprawdza… Zapoznaję się z tym, co w danym kraju czy rejonie świata lepiej lub gorzej się przyjmuje – i wyciągam wnioski. Słucham dużo muzyki, obserwuję playlisty na Spotify, sięgam po polskich artystów – również po jazz czy hip hop. Ale też czerpię ze starych kapel, producentów i piosenkarzy – to jest wciąż kopalnia patentów, można to kreatywnie adaptować, wyciągnąć z tego własny 1%. Pewnie w muzyce nie wymyślimy już koła, ale trzeba próbować wymyślić „drugie koło”. Ja nadal w brzmieniach i aranżacjach chcę wykręcić coś nowego, co zadziwi moich kolegów i słuchaczy. Do tego dążę i dlatego dużo czasu spędzam w studiu. Jestem dumny z tego co dotychczas zrobiłem, dziękuję ludziom którzy przez tyle lat ze mną pracują – mam na myśli management, wytwórnię i gościnnie występujących artystów. Ale mam też nadzieję, że najlepsze hity dopiero przede mną.
Jakie zatem masz najbliższe muzyczne plany i cele?
Chciałbym dalej rozwijać mój orkiestrowy projekt Orcheston. To najpiękniejsze melodie muzyki elektronicznej w nowej odsłonie. Co ciekawe, często ludzie nie kojarzą, że to nie tylko muzyka pop, ale właśnie tradycja muzyki elektronicznej. To wymagający i czasochłonny projekt, na scenie aż sto osób. Na razie udało się to wykonać trzykrotnie i mam nadzieję, że będzie kontynuacja. A dziś wydając nową EP-kę i singla myślę już o tym, co nadejdzie niebawem – niedługo zaskoczę odbiorców czymś zupełnie niespodziewanym. Ciągle nad tym pracuję. Nawet dziś w nocy zgrałem trzy gotowe utwory, z których dwa pewnie pójdą w świat, a jeden zostanie w domu. Chcę po prostu regularnie wydawać muzykę singlowo i liczę na to, że ludziom to się spodoba.
Od lata powtarzam, że marzę o nagraniu czegoś z Dave’em Gahanem z Depeche Mode. Wyjątkowo szanuję i lubię ten zespół. Jest jeszcze kilka nazwisk ze świata, ale prawda jest taka, że to wcale nie musi być ktoś popularny. Najważniejsza jest energia do współpracy. Nie zawsze w zasięgu są same gwiazdy, a z kolei mniej popularni artyści też potrafią dać od siebie bardzo dużo w studiu.
Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia muzyki?
Żeby dziś robić muzykę, musisz uważnie obserwować świat, bo nikt przecież nie pozjadał wszystkich rozumów. Ja chętnie podpatruję branżę światową, chociażby w kwestii rozwiązań brzmieniowych. Co kraj to obyczaj – oczywiście możemy działać szablonowo, ale nie wszędzie wszystko się sprawdza… Zapoznaję się z tym, co w danym kraju czy rejonie świata lepiej lub gorzej się przyjmuje – i wyciągam wnioski. Słucham dużo muzyki, obserwuję playlisty na Spotify, sięgam po polskich artystów – również po jazz czy hip hop. Ale też czerpię ze starych kapel, producentów i piosenkarzy – to jest wciąż kopalnia patentów, można to kreatywnie adaptować, wyciągnąć z tego własny 1%. Pewnie w muzyce nie wymyślimy już koła, ale trzeba próbować wymyślić „drugie koło”. Ja nadal w brzmieniach i aranżacjach chcę wykręcić coś nowego, co zadziwi moich kolegów i słuchaczy. Do tego dążę i dlatego dużo czasu spędzam w studiu. Jestem dumny z tego co dotychczas zrobiłem, dziękuję ludziom którzy przez tyle lat ze mną pracują – mam na myśli management, wytwórnię i gościnnie występujących artystów. Ale mam też nadzieję, że najlepsze hity dopiero przede mną.
Jakie zatem masz najbliższe muzyczne plany i cele?
Chciałbym dalej rozwijać mój orkiestrowy projekt Orcheston. To najpiękniejsze melodie muzyki elektronicznej w nowej odsłonie. Co ciekawe, często ludzie nie kojarzą, że to nie tylko muzyka pop, ale właśnie tradycja muzyki elektronicznej. To wymagający i czasochłonny projekt, na scenie aż sto osób. Na razie udało się to wykonać trzykrotnie i mam nadzieję, że będzie kontynuacja. A dziś wydając nową EP-kę i singla myślę już o tym, co nadejdzie niebawem – niedługo zaskoczę odbiorców czymś zupełnie niespodziewanym. Ciągle nad tym pracuję. Nawet dziś w nocy zgrałem trzy gotowe utwory, z których dwa pewnie pójdą w świat, a jeden zostanie w domu. Chcę po prostu regularnie wydawać muzykę singlowo i liczę na to, że ludziom to się spodoba.